czwartek, 29 września 2011

poniedziałek, 26 września 2011

SZUKAM INSPIRACJI NA BIURO FUNDACJI




Przepiękne wnętrza, dodatki jak bakalie w puszystym serniku, misz-masz stylów, czyli to, co idealnie odzwierciedla ideę naszych działań-nie szufladkujemy się, jesteśmy otwarci, każdy u nas znajdzie coś dla siebie, bo wybór jest i to duży. Niebawem odwiedzam targi staroci, pędzel w rękę i robimy!
(VIA RUE MAGAZINE )

Prawie identyczny kredens mam, dobry pomysł na pomalowanie...



piątek, 23 września 2011

PLATON "FAJDROS"

On się do piękności nie modli oczyma, ale rozkoszy oddany okrakiem się na nią pcha jak czworonożne zwierzę i brać ją chce; a butą uniesiony, nie boi się i nie wstydzi szukać rozkoszy nawet przeciw naturze. Ale ten, który świeżo przeszedł święcenia, a wiele tam na tamtym świecie widział, kiedy zobaczy twarz jakąś lub postać do bogów podobną, która piękność dobrze naśladuje, to naprzód dreszcz po nim chodzi, coś z owych lęków tam wtedy. A potem patrzy na nią modląc się oczyma jak przed ołtarzem bóstwa i gdyby się nie bał, że go za kompletnego wariata wezmą, kładłby jak przed posągiem, jak przed bogiem samym, ofiary u stóp kochanka. Zobaczył go, a oto po pierwszym dreszczu odmiana. Pot go oblewa i gorącość go ogarnia niezwyczajna. Bo oto weszły weń przez oczy promienie piękna i rozgrzały w nim soki odżywcze dla piór. A gdy się soki ogrzeją, zaczyna tajać twarda powłoka, w której od dawna zarodki piór zamknięte tkwiły, a kiełkować nie mogły. Kiedy teraz pokarm napływa, zaczynają pęcznieć i od korzonków rosnąć trzony piór po całej duszy, bo cała była niegdyś w piórach.

Platon "UCZTA"

Ten, kto aż dotąd zaszedł w szkole Erosa, kolejne stopnie piękna prawdziwie oglądając, ten już do końca drogi miłości dobiega. I nagle mu się cud odsłania: piękno samo w sobie, ono samo w swojej istocie. Otwiera się przed nim to, do czego szły wszystkie jego trudy poprzednie; on ogląda piękno wieczne, które nie powstaje i nie ginie, i nie rozwija się ani nie więdnie, ani nie jest z jednej strony piękne, a z drugiej szpetne, ani raz tylko takie, a drugi raz odmienne, ani takie w porównaniu z czymkolwiek, a z czym innym inne, ani też dla jednego piękne, a dla drugiego szpetne. I nic ukaże mu się piękno niby twarz albo ręce jakie, lub jakakolwiek cząstka cielesna, ani jako słowo, ni wiedza jakakolwiek, ani jako cecha jakiegoś, powiedzmy, stworzenia, ni ziemi, ni nieba, ani czegokolwiek innego, tylko piękno samo w sobie niezmienne i wieczne, a wszystkie inne przedmioty piękne uczestniczą w nim jakoś w ten sposób, że podczas gdy same powstają i giną, ono ani się pełniejszym nie staje, ani uboższym, ani go żadna w ogóle zmiana nic dotyka.

EUGENIO RECUENCO


czwartek, 22 września 2011

PABLO DELGADO



Pablo Delgado meksykański artysta porusza się na skraju malarstwa, rysunku, instalacji i w końcu sztuki ulicznej. Czasami abstrakcyjne prace wykraczają poza kanony. Są ciemne i dziwne, ale również kolorowe i zabawne.
Artysta wybrał wielki Londyn jako swoją galerię i chcę wzbogacić go do tymczasowego równoległego świata z różnymi postaciami i scenami, kolażem cytatów, posmakiem dzielnicy czerwonych latarni, rozrywki.

Więcej w Sztukaterii

SPACE INVIDER

SPACE INVADER to francuski artysta, którego prace można znaleźć w wielu miejscach na całym świecie.
Autorem tych dzieł jest Franck Slama zwany Invader lub Space Invader, który urodził się w 1969 roku. Artysta jest znany od mniej więcej końca lat 90-tych za tworzenie dzieł będących mozaikami inspirowanymi grami wideo. Więcej w Sztukaterii.

poniedziałek, 19 września 2011

(VIA asofterworld )
Piękna demonstracja dystansu do siebie, tak trzymać

(Via the anarcho-feminist )

Biały Kamień Contemporary Showroom: Kasia Domańska

Biały Kamień Contemporary Showroom: Kasia Domańska

Skutecznie oszukuje oko, tak.....olejem na płótnie

TEASER CABARET DESIRE




Kolejny projekt mojej ulubionej równieśniczki, reżyserki, scenarzystki, pionierki feministycznej pornografii Eriki Lust. Lust studiowała nauki polityczne na Uniwersytecie w Lund i specjalizuje się w dziedzinie praw człowieka i feminizmu. Po ukończeniu studiów w 2000 roku przeniosła się do Barcelony.Pracując w teatrach, założyła firmę producencką "Lust Films". Jej pierwsze dzieło, krótki film Good Girl, który wyreżyserowała i napisała do niego scenariusz, był częścią filmu fabularnego Five Hot Stories For Her , stanowiącego antologię pięciu opowiadań porno. Został on nagrodzony kilkoma międzynarodowymi nagrodami- za najlepszy scenariusz na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym 2007 roku w Barcelonie ( Nagroda FICEB) , Venus- Eroticline-Award w 2007 roku w Berlinie, a także nagrodą dla najlepszego filmu roku jako najlepszy feministyczny film porno w Toronto (2008). Film został honorowo wspomniany na CineKink festiwalu w Nowym Jorku (2008).
W 2008 roku Lust nakręciła film eksperymentalnego projektu Sex Barcelona, ​​który został nagrodzony na festiwalu w Berlinie -Venus (2008) i prezentowany na CineKink w Nowym Jorku (2009) i X-Rated w Amsterdamie (2009).
W 2010 nakręciła Love Life Lust, poza tym jeszcze dwa inne filmy krótkometrażowe: Kajdanki (2009), który został wielokrotnie nagrodzony oraz Kochaj mnie jak mnie nienawidzisz (2010), traktujący zarówno o  temacie fetyszyzmu i BDSM.

Ostatni projekt Cabaret Desire to magia, bohema, nocne erotyczne opowieści. Madame wprowadza każdego klienta do pani lub pana, narratorzy zabierają nas w podróż przez cztery opowieści, które prowadzą do odkrywania nowych uczuć i miejsc pełnych pożądania.
Cabaret Desire
Erika Lust

Krzesło Edwarda VII do uciech z dwiema kobietami

Krzesło miłości zostało stworzone w 1890 pod kuratelą króla Edwarda VII. Wygląd, bogate zdobienia i użyte materiały - zdaniem ekspertów - sugerują, że projekt inspirowany był francuskim barokiem, dominującym za panowania francuskiego króla Ludwika XIV, zwanego "Królem Słońce".
Mebel ten, jak się okazuje, ma niesłychanie ciekawą historię.
Nie sposób jej opowiedzieć bez krótkiego wprowadzenia, które doda opowieści nieco charakterystycznej dla XIX wieku pikanterii.
Od 1820 roku domy publiczne Paryża mogły prowadzić legalną działalność, pod warunkiem, że otrzymały od władz specjalny certyfikat jakości. Wśród nich był jeden, który cieszył się niesłychaną popularnością: Le Chabanais. Ufundowany przez tajemniczą Madame Kelly, o której wiadomo jedynie, że miała irlandzkie korzenie, Le Chabanais stał się najbardziej ekskluzywnym i najhojniej obdarowywanym domem publicznym ówczesnego Paryża.
Każdy pokój miał odmienną stylistykę i nawiązywał do innej epoki historycznej, otrzymywał również stosowną do prezentowanej nazwę: Pompeje, Japonia, Rokoko.
Gościem wspomnianego przybytku był m.in. malarz Henri de Toulouse-Lautrec oraz poeta Guy de Maupassant. Ten ostatni tak bardzo lubił dom publiczny (Le Chabanais), że zrobił kopię pokoju w stylu mauretańskim we własnym domu.
Następny był Edward, książę Walii, który miał się później stać Edwardem VII, królem Zjednoczonego Królestwa.
Przyszły król był tak częstym gościem Le Chabanais, że przywłaszczył sobie jeden z pokoi - Indyjski. To właśnie w nim stało krzesło miłości, które wyszło spod ręki projektanta i wykonawcy - Soubrier'a. Gdyby nie "krzesło miłości", książę-playboy miałby problemy z oddawaniem się rozpuście w takiej formie, jaką szczególnie sobie upodobał, ponieważ był dość korpulentny. Z wykorzystaniem zaś krzesła mógł zabawiać się z dwiema kobietami jednocześnie, specjalnie się przy tym nie męcząc.
W roku 1946 wszystkie domy publiczne w Paryżu zostały zamknięte. Krzesło zostało sprzedane. Później pojawiło się w jednym z paryskich domów aukcyjnych Drouot. W 1996 zostało sprzedane prywatnemu nabywcy.
WIĘCEJ

SEKS SZTUKĄ. ODC.1 KABAZZA

KABAZZA 



Technika ta nosi jeszcze inną nazwę-singapurski pocałunek.  Od wieków doskonale znają ją, praktykują prostytutki i  hinduskie devadasi (świątynne tancerki "poślubione" bóstwom) na Dalekim Wschodzie, a wywodzi się ona z Indii. W kraju pochodzenia kabazza znana jest jako sahajoli, co niesie spory ładunek tajemnicy. W Indiach chodziło o to, by stymulować czakrę Swadhisthana, w  Singapurze o to, by wyciągnąć od klienta jak najwięcej tamtejszych dolarów. O to samo chodzi w szkołach przyjemności, które m.in. w USA oferują naukę kabazzy. Zatem...ćwiczyć, ćwiczyć

czwartek, 15 września 2011

Opowieści z zaświatów - Wolfgang Amadeusz Mozart





W.A. Mozart, geniusz muzyki wszechczasów, na co dzień sfustrowany, zchorowany, uzależniony psychycznie od ojca dewiant. Nie wiadomo, co spowodowało jego śmierć poprzedzoną latami chorób, 14 dniową gorączką, męczarniami. Całe burzliwe życie poświęcił na to, aby jego muzykę usłyszał cały świat. Najwięcej na temat Mozarta możemy sie dowiedzieć z jego listów. Pokaźny ich zbiór został zebrany, opatrzony komentarzem, indeksem przez Ireneusz Dembowski w książce "Wolfgang Amadeusz Mozart.Listy".


Mozart nazywał się naprawdę Johannes Chrisostomus Wolfgangus Theophilus. Jan Chryzostom wskazują na dzień urodzin, czyli 27 stycznia, Wolfgang otrzymał po dziadku, a Theophilus po ojcu chrzestnym. To ostatnie imię ojciec Mozarta zamienił na niemiecki odpowiednik Gottlieb, którego łacińskim odpowiednikiem jest właśnie Amadeus, a polskim Bogumił. Na bierzmowaniu doszło jeszcze imię Sigismundus, ale najchętniej kompozytor podpisywał się jako Wolfgang Amade.
Mozart był poliglotą, bo oprócz swojego rodzimego niemieckiego posługiwał się francuskim, włoskim, łaciną i angielskim, którym wprawdzie władał najmniej, ale uczył się go również w dorosłym już życiu. Francuskiego i Francuzów nie znosił, a o niemieckim miał jak najlepsze zdanie: „Francuzi są i pozostaną osłami, sami nie są zdolni do niczego i bez obcokrajowców niczego nie potrafią. (…) Gdyby tylko ten przeklęty język francuski nie był dla muzyki tak nieznośny, bo naprawdę jest okropny. W porównaniu z francuskim niemiecki wydaje się wręcz boski.” – pisał w liście z 9 lipca 1778 roku do ojca w Salzburgu. (str. 254). O Wiedniu pisał, „(…) że jest to miejsce cudowne, a dla mojego zawodu najlepsze.” – list do ojca z 4 kwietnia 1781 r. (str. 337) Natomiast o Paryżu, w którym stracił matkę, pisał do ojca: „(…) czy nazwa Paryż nie wywołuje w papie uczucia wstrętu?” – list z 18 lipca 1778 r. (str. 259) Miał również Mozart przeogromne zamiłowanie do zabaw liczbowych, układów liczb, ich brzmienia, niemal w każdym liście przesyłał swoim bliskim setki, tysiące, dziesiątki tysięcy, miliony ucałowań. Ale bardzo interesujące i zadziwiające było zamiłowanie Mozarta do tekstów, żartów, dygresji skatologicznych. Te dość osobliwe dowcipy były charakterystyczne szczególnie dla młodego wieku Mozarta, choć i w wieku 21 lat lubił pisać (zwłaszcza do swojej kuzynki Marii Anny Thekli Mozart) żarty o ludzkich odchodach. W liście do kuzynki z Augsburga z 28 lutego 1778 roku pisał: „Za dwa tygodnie jadę do Paryża i jeśli chcesz mi odpisać, to się pośpiesz, abym list mógł jeszcze otrzymać, bo inaczej już mnie tu nie zastanie i zamiast listu będzie… gówno! Gówno! Gówienko! Gówienko! Ach! Gówienko! Cóż to za słodkie słowo! Gówienko! Posmakuj! Niezłe? Spróbuj gówienka! Poliż gówienko! Charmant! Poliż raz jeszcze! Jakież to dobre! Jakież to miłe! Jakież to smaczne! Gówienko! Popróbuj! Poliż! Posmakuj! Pocmokaj! Ach! Gówienko!” (str. 228) We wcześniejszym liście do kuzynki, z 5 listopada 1777 r. pisał: „A teraz życzę ci dobrej nocy. Pierdź mała w łóżeczko aż pęknie kółeczko!” (str. 182) „Z kolei swoją siostrę w liście z Rzymu z 7 lipca 1770 pożegnał słowami: „Addio, trzym się krzepko i zrób z hukiem kupkę w łóżeczko.” (str. 122). Nie jestem w stanie przytoczyć wszytkich tego typu fragmentów-odsylam po prostu do lektury, ale zadzwiająca jest ta nieprzemijająca u niektórych fascynacja ekskrementami.
Mozart był w pełni świadomy swojego geniuszu, ale jednocześnie miał ogromny dystans do siebie samego, ale przede wszystkim do wszystkich możnowładców, arystokratów, książąt, wśród których przebywał, w tym szczególnie do znienawidzonego biskupa Colloredo. „Ja też coś będę musiał odbębnić – możliwe, że przelecę jakieś kawałki a prima vista, bo przecież jestem urodzonym brzdąkaczem, który jak wiadomo poza brzdąkaniem na fortepianie niczego nie potrafi” – pisał Mozart do ojca w liście z 22 lutego 1778 r. (str. 224) W liście do ojca z 16-17 października 1777 r. drwił sobie z arystokracji: „O fortepianach i organach Steina, a także o akademii w Towarzystwie napiszę innym razem. Przyszło na nią wielu arystokratów – księżna Zadniafrędzla, hrabina Dobrasiusia, a także księżniczka Wąchagówna oraz jej dwie córki, które – obie – wyszły za książąt Gruśbebech von Knurogon.” (str. 168-169) Wierzył, że „Szlachectwo to sprawa serca. Nie jestem hrabią, ale mam więcej honoru niż niejeden hrabia Lokaj czy hrabia, jeśli mnie znieważy, jest kanalią.” – list do ojca z 20 czerwca 1781 r. (str. 363) Innym razem twierdził:„(…) taki jestem dla ludzi, jacy oni są dla mnie. Gdy widzę, że ktoś mną pogardza i mnie nie szanuje, robię się pyszny jak paw.” – list do ojca w Salzburgu z 2 czerwca 1781 r.(str. 355).
Mozart był estetą, kochał piękne stroje, elegancki, salonowy wygląd. Chcąc utrzymać swa pozycję, przebywając wśród arystokratycznych, często koronowanych głów nie mógł sobie pozwolić na bylejakość: „Tak bardzo bym chciał mieć wszystko, co dobre, czyste i piękne! Dlaczego tak jest, że ci, których na to nie stać, chcieliby wydać wszystko na rzeczy piękne, a ci, którzy mogliby sobie na nie pozwolić, tego nie czynią?” – list do Marthy Elisabeth Waldstätten w Wiedniu z 28 września 1782 r. (str. 428) Niestety nieustanne zabiegi o stałe, godne mistrza źródło dochodu, problemy finansowe zdominowały życie Mozarta. „Poza zdrowiem rzeczą najbardziej człowiekowi niezbędną są pieniądze.” – pisał do ojca 26 maja 1781 r. (str. 352) Przy tym był dumny, za nic w świecie nie chciał zdradzić się przed baronami i książętami, że ma problemy z pieniędzmi: „Nigdy nie trzeba dać poznać, na czym się stoi.” – list do ojca z 16 czerwca 1781 r. (str. 361)
We wszystkich listach kompozytora brzmi potrzeba akceptacji i przyjaźni, stałego udowadniania swojej wartości. Myślę, że to wynika z dwóch przyczyn, pierwszą był wszechwładny i wszechwiedzący ojciec Amadeusza, Leopold, przed którym musiał się przez całe życie tłumaczyć i usprawiedliwiać. Ze strony ojca spotykała go wyłącznie krytyka, choć nie można odmówić mu tego, że to on wykształcił i rozsławił syna. Usprawiedliwiając przed ojcem swój wyjazd z Salzburga pisał: „Ktoś o średnim talencie zawsze pozostanie średni, niezależnie od tego, czy podróżuje czy nie, ale ktoś, kto ma talent superieur (a nie chcąc obrazić Boga, nie mogę zaprzeczyć, że jest on mym udziałem), również pozostanie przeciętny, jeśli wciąż będzie tkwił w tym samym miejscu.” – list do ojca z 11 września 1778 r. (str. 275)
Drugą przyczyną były problemy ze zdobyciem wymarzonego zajęcia, o które Mozart zabiegał przez całe życie, pukając do drzwi wszystkich możliwych możnowładców i mecenasów sztuki. No bo jak to, taki muzyk, geniusz, kompozytor, pianista, przyjmowany na wszystkich dworach Europy, a z drugiej strony pozostawał mu tylko rodzinny Salzburg ze znienawidzonym arcybiskupem Colloredo? Zastanawiające jest to, że niemal we wszystkich listach Mozart podawał przykłady rzekomej przyjaźni. Wydawać by się mogło, że jest otoczony niemal wyłącznie przyjaciółmi, ale jeśli tak było, to dlaczego musiał pod koniec życia błagać bankierów i lichwiarzy o pieniądze na przeżycie? Dlaczego człowiek tak uznawany nie mógł znaleźć swojej przystani? Czyżby ci wszyscy otaczający go ludzie rzeczywiście byli przyjaciółmi? A może Mozart był po prostu naiwny, widząc w otaczających go interesownych ludziach niemal wyłącznie przyjaciół? A może tylko karmił się nadzieją?: „Taki już jestem, że nigdy nie tracę nadziei.” – list do ojca z 24 marca 1778 r. (str. 234) O przyjaźni pisał: „A przyjaciółmi nazywam tylko tych, którzy codziennie, we dnie i w nocy myślą, co dobrego mogliby uczynić dla przyjaciela.” – list do ojca z 18 grudnia 1778 r. (str. 295) „Wiesz, że najprawdziwszymi przyjaciółmi są ludzie biedni… Bogaci nic nie rozumieją z przyjaźni, zwłaszcza ci, co do bogactwa doszli przypadkiem. Ci bowiem, korzystając z fortuny, o przyjaźni często zapominają! Lecz jeśli człowiek znajdzie się w korzystnej sytuacji nie w wyniku ślepego losu, a dzięki sprawiedliwej szansie i własnym zaletom, jeśli w trudnych momentach nie straci nadziei, nie sprzeniewierzy się religii, zachowa ufność w Bogu, jeśli pozostanie dobrym chrześcijaninem i uczciwym człowiekiem, potrafi docenić prawdziwych przyjaciół, jednym słowem – jeśli naprawdę zasłuży sobie na lepszy los, to takiego człowieka nie trzeba się obawiać!” – list do księdza Josepha Bullingera z 7 sierpnia 1778 r. (str. 271) Kiedy indziej pisał: „Bo nasze bogactwo jest w nas, w naszej głowie i umiera wraz z nami.” – list do ojca z 7 lutego 1778 r. (str. 218).
Kochał swoją żonę, do której pisywał również na tyle frywolne teksty, że Konstancja Mozart zamazywała niektóre fragmenty listów, żeby osoby postronne nie poznały tajemnic ich alkowy: „Przygotuj, jak trzeba, swe piękne gniazdeczko, bo mój mały urwis na to zasłużył. Prowadził się grzecznie i teraz niczego tak nie pragnie, jak tylko dorwać się do twej ślicznej (…).Teraz rozpalił się gałgan jeszcze bardziej i w ogóle nie daje się opanować.” – list do żony z 23 maja 1789 r. (str. 519) Pod koniec życia nieustannie walczył o środki na jej leczenie, pracował, zastawiał w lombardzie osobiste rzeczy, opłacał jej pobyt w Baden.
Jednak ponad wszystko Mozart był artystą, kompozytorem, muzykę kochał ponad wszystko, jej poświęcił życie. „Wie papa doskonale, że muzyka pochłania mnie bez reszty, że wypełnia cały mój czas. Lubię o niej rozmyślać, lubię ją studiować i się nad nią zastanawiać.” – w liście do ojca z 31 lipca 1778 r. (str. 269) „Nie umiem pisać wierszem – nie jestem poetą. Nie umiem tez składać zdań tak kunsztownie, żeby powstała gra świateł i cieni – nie jestem malarzem. Nie umiem tez wyrazić swych uczuć gestem i pantomimą – nie jestem tancerzem. Ale potrafię dźwiękami, bo jestem muzykiem.” – postscriptum do ojca w liście z 8 listopada 1777 r. (str. 184) W śpiewie stawiał na to, co naturalne, prawdziwe: „Głos ludzki ma naturalna wibrację i to jest piękne, bo naturalne. Tę naturalna właściwość ludzkiego głosu naśladują różne instrumenty – dęte, smyczkowe, nawet fortepian, ale jeśli przekroczy się pewna granicę, przestaje być piękne, ponieważ jest sprzeczne z naturą.” – list do ojca z 12 czerwca 1778 r. (str. 245) „Namiętności, nawet gwałtowne, nigdy nie powinny przekraczać granic dobrego smaku, a muzyka w sytuacji nawet najbardziej koszmarnej, nie powinna być przykra dla uszu, przeciwnie – powinna im sprawiać przyjemność, bo muzyka zawsze powinna być muzyką.” – list do ojca z 26 września 1781 r. (str. 381).

Bardzo polecam lekturę.

Demoniczne kobiety Witkacego (1995)

Pożądanie




Zależność, więź, potężny ładunek erotyczny


Zdjęcia Wojciecha Sierdziewskiego, Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu
Wydział Grafiki i Sztuki Mediów, Katedra Sztuki Mediów, Pracownia Fotomediów
Opiekun: prof. Andrzej P. Bator

wtorek, 13 września 2011

Star Wars. Origami in hyperspace. - Moleskine ® English

Star Wars. Origami in hyperspace. - Moleskine ® English

Tutaj "fanowie" mogą sobie poużywać i zrobić z notesika miecz świetlny...też ciekawe, choć ja wolę serię Tim`a Burtona, na tę chwilę....

Electroluminescent notebooks - Moleskine ® English




Electroluminescent notebooks - Moleskine ® English

No cóż, od dawna na widok notesów, a zwłaszcza Moleskine miękną mi nogi, to prezent dla mnie na każdą i bez żadnej okazji. Tutaj wariacje na temat, aplów, chociaż nie wiem, czy podoba mi się takie wybebeszanie, jednakże efekt ciekawski.

niedziela, 11 września 2011

Młoda Polska-program stypendialny dla artystów

Pieniądze dla Was!!! Sięgajcie i bierzcie, bo się Wam należy
„Młoda Polska” to program przeznaczony dla młodych (do 35 roku życia) artystów
muzyków, filmowców, fotografików, sztuk wizualnych, teatru, tańca, literatów oraz krytyków legitymujących się wybitnymi osiągnięciami. Jesteśmy gotowi napisać takie wnioski dla Was. Piszcie.

MĘCZENNIK SEKSU

Męczennik seksu
"Otwierająca film scena w metrze - uwodzenie wzrokiem siedzącej naprzeciwko dziewczyny - jest właściwie aktem seksualnym rozegranym na odległość, bez ruchu. Gdyby ktoś chciał zilustrować ewangeliczne powiedzenie, że kto spojrzał na kobietę, już ją posiadł, nie mógłby znaleźć bardziej odpowiedniej sceny."

Harpya





Mieszkaniec miasta udał się na wieczorny spacer, słyszy wołania o pomoc pewnej kobiety, ratuje ją przed napastnikiem, który próbuje utopić ją w publicznej fontannie. Jednak, gdy nasz łagodny bohater wyciąga ją z wody, ona okazuje się nie kobietą, ale harpią - z kobiecą twarzą i piersiami, a ciałem ptaka drapieżnego. Zabiera ją do domu i zaczyna traktować ją jak człowieka, ale ta jest wierna swej naturze, bezlitośnie i łapczywie wykorzystuje swojego wybawiciela... Harpya to krótki belgijski film animowany z 1979 roku, scenariusz i reżyseria Raoula Servais`a . Film zdobył Złotą Palmę za Najlepszy Film Krótkometrażowy na Festivalu Filmowym w Cannes w 1979 roku.

"Faust" Jana Śvankmajera




Swobodna, ale rewelacyjna adaptacja przenosząca bohatera "Tragicznych dziejów doktora Fausta" Christophera Marlowe`a oraz "Faust`a" Goethe`go w współczesne realia.
Śvankmajer jako ośmiolatek dostał w 1942 roku teatrzyk kukiełkowy na gwiazdkę. W latach 1950-1954 studiuje na Wydziale Sztuki Stosowanje w Pradze, tam spotkał się po raz pierwszy z surrealizmem. W póżńiejszej twórczości chwyta po Lewisa Carrolla, do którego potem również będzie wracał. W 1993 roku kręci film pełnometrażowy  "Lekce Faust" . Przedłużający się plan zdjęciowy obfitował w wiele tajemniczych wydarzeń m.in. dwie próby samobójcze członków ekipy ( w tym jendna udana). Kamerzysta Sviatopluk Maly przewrócil się na prostej drodze rozbijając kamerę i wybijając sobie pięć zębów. Śmiertelna choroba dotknęła aktora Petera Ćepeka (zmarł w tygodniu czeskiej premiery filmu). Producentowi filmu Jamorirowi Kalliście skradziono  samochód (w trakcie kradzieży samochód przejechał jego psa). Lecz Śvankmajer mówi: "Bądźmy realistami! Nie możemy wszystkiego zwalić na Fausta!".

sobota, 10 września 2011

Astronauts Suicides




CÓŻ ROBIĆ, JAK NIE POTRAFI SIĘ NIC INNEGO...

BY MR. WHITE

NIEBAWEM POWSTANIE FUNDACJA....

Od kilku tygodni opracowujemy projekt statutu fundacji, której celem będzie (w wielkim skrócie) promocja młodych artystów, ich wyczynów wszelakich, ponadto "opieka" nad osobami wykluczonymi ze względu na orientację seksualną, przynależność religijną, bądź brak tej ostatniej, wszystkie działania, ktore pomagają zwalczać i dusić dyskryminację w zarodku ramię w ramię ze sztuką. Będziemy organizowali wystawy, sympozja, konferencje naukowe, festiwale, będziemy wydawali swoje czasopisma i nie ukrywam, że liczymy na Waszą pomoc-jakąkolwiek-każda inicjatywa mile widziana.  Chcemy robić to, co jest dla nas samych ważne, ale też dlatego, że sztuka od bardzo wielu lat jest obecna w moim życiu. Szczegóły rodzące się w trakcie będą oczywiście tu publikowane, będę dzieliła się tęczowym ciachem....

Notes.na.6.tygodni


Ta podręczna, prawie kieszonkowa książeczka napisana jest jakby na jednym oddechu, z pasją chłonięcia sztuki i nerwem myśliwych, którzy lubią polować dla samej niemal przygody. O forsie jest w niej stosunkowo najmniej, bo widać, że Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz lubią tropić sztukę, poznawać związanych z nią ludzi, miejsca, instytucje, czytać o tym, pisać o tym, tworzyć wokół tego ekscytującą otoczkę i co tam jeszcze? - kolekcjonować właśnie.
Co więcej, podając użyteczne dla początkujących kolekcjonerów informacje, koleżeńskie rady bez protekcjonalnego tonu i starając się zarazić tą chorobą innych, działają właściwie przeciwko sobie, bo hodują przecież rzesze konkurentów. Ale - do diabła - co to by był za zawodnik, co by chciał biegać sam. Kolekcjonowanie dla nich to niemal tylko wymówka, by obracać się na okrągło w świecie artefaktów, które ich pociągają.
Trafiają z tym świetnie w moment, gdy dla prywatnego kolekcjonowania sztuki przez ludzi z naszej części Europy nadeszła chwila sensownego startu. W tej dziedzinie teraz zaczyna się Przyszłość. Po rozpoczętym boomie na instytucje sztuki w Polsce i wezbranej fali zainteresowania nowymi artystami czas zarzucać sieci kolekcjonerstwa. Ale poza poradnikiem zbieractwa dają zręcznie skondensowane - to bardzo doceniam - bazowe dawki informacji takie jak: "Najważniejsze dzieła sztuki po roku 2000", "Najbardziej intrygujący artyści młodego pokolenia", "Głosy kuratorów, kolekcjonerów i krytyków", "Miejsca, czasopisma, targi sztuki". Rozdział o artystach, choć niewielki (15 skrótowych sylwetek) można potraktować jako swojego rodzaju kontynuację książki "Nowe zjawiska w sztuce polskiej po 2000", którą wraz z dzielnym zespołem przygotowaliśmy rok temu. Swoją drogą edytorski wirusek zamienił w Notesie dla kolekcjonerów "zjawiska"na "tendencje", ale i tak przecież wiadomo, o jaką publikacje chodzi.
Zebrane w Notesie "Głosy" - co ważne - nie dotyczą tylko rynku sztuki, ale także tego, co jest/może być siła sztuki w Polsce, dróg rozszerzania kręgu odbiorców sztuki, szukania specyfiki sztuki obecnego czasu. Bazylko i Masiewicz nie zajmują się natomiast wpisanymi w sztukę i opisanymi na niej ideami; sztukę wizualną traktują zdecydowanie wizualnie. Koncentrują się na malarstwie, rysunku, fotografii, wspominają o pracach wideo; pomijają z ujmującym praktycyzmem kolekcjonowanie instalacji, ale zastanawia, że nie piszą właściwie o grafice warsztatowej. To może będzie nisza do wyeksploatowania przez ich kontynuatorów.
Akcentowana jest przekonująco wartość indywidualnego stylu kolekcjonowania (to niewątpliwy atut kolekcjonerstwa prywatnego), zbierania tego, co się naprawdę lubi, a nie tylko podążania za zimną kalkulacją i smutnymi hierarchiami. Takim pasjom warto kibicować nawet nie uczestnicząc w tych polowaniach. Ale potencjalnym czytelnikom polecałbym polowanie na ten - co za piękna ironia losu - bezpłatny poradnik. Nie wiem w jakim nakładzie się ukazał, więc łapcie okazję, by włączyć go do swojej kolekcji wydawnictw.
Piotr Bazylko i Krzysztof Masiewicz, Notes na 6 tygodni dla kolekcjonerów, wydawnictwo Fundacji Bęc Zmiana