czwartek, 15 września 2011

Opowieści z zaświatów - Wolfgang Amadeusz Mozart





W.A. Mozart, geniusz muzyki wszechczasów, na co dzień sfustrowany, zchorowany, uzależniony psychycznie od ojca dewiant. Nie wiadomo, co spowodowało jego śmierć poprzedzoną latami chorób, 14 dniową gorączką, męczarniami. Całe burzliwe życie poświęcił na to, aby jego muzykę usłyszał cały świat. Najwięcej na temat Mozarta możemy sie dowiedzieć z jego listów. Pokaźny ich zbiór został zebrany, opatrzony komentarzem, indeksem przez Ireneusz Dembowski w książce "Wolfgang Amadeusz Mozart.Listy".


Mozart nazywał się naprawdę Johannes Chrisostomus Wolfgangus Theophilus. Jan Chryzostom wskazują na dzień urodzin, czyli 27 stycznia, Wolfgang otrzymał po dziadku, a Theophilus po ojcu chrzestnym. To ostatnie imię ojciec Mozarta zamienił na niemiecki odpowiednik Gottlieb, którego łacińskim odpowiednikiem jest właśnie Amadeus, a polskim Bogumił. Na bierzmowaniu doszło jeszcze imię Sigismundus, ale najchętniej kompozytor podpisywał się jako Wolfgang Amade.
Mozart był poliglotą, bo oprócz swojego rodzimego niemieckiego posługiwał się francuskim, włoskim, łaciną i angielskim, którym wprawdzie władał najmniej, ale uczył się go również w dorosłym już życiu. Francuskiego i Francuzów nie znosił, a o niemieckim miał jak najlepsze zdanie: „Francuzi są i pozostaną osłami, sami nie są zdolni do niczego i bez obcokrajowców niczego nie potrafią. (…) Gdyby tylko ten przeklęty język francuski nie był dla muzyki tak nieznośny, bo naprawdę jest okropny. W porównaniu z francuskim niemiecki wydaje się wręcz boski.” – pisał w liście z 9 lipca 1778 roku do ojca w Salzburgu. (str. 254). O Wiedniu pisał, „(…) że jest to miejsce cudowne, a dla mojego zawodu najlepsze.” – list do ojca z 4 kwietnia 1781 r. (str. 337) Natomiast o Paryżu, w którym stracił matkę, pisał do ojca: „(…) czy nazwa Paryż nie wywołuje w papie uczucia wstrętu?” – list z 18 lipca 1778 r. (str. 259) Miał również Mozart przeogromne zamiłowanie do zabaw liczbowych, układów liczb, ich brzmienia, niemal w każdym liście przesyłał swoim bliskim setki, tysiące, dziesiątki tysięcy, miliony ucałowań. Ale bardzo interesujące i zadziwiające było zamiłowanie Mozarta do tekstów, żartów, dygresji skatologicznych. Te dość osobliwe dowcipy były charakterystyczne szczególnie dla młodego wieku Mozarta, choć i w wieku 21 lat lubił pisać (zwłaszcza do swojej kuzynki Marii Anny Thekli Mozart) żarty o ludzkich odchodach. W liście do kuzynki z Augsburga z 28 lutego 1778 roku pisał: „Za dwa tygodnie jadę do Paryża i jeśli chcesz mi odpisać, to się pośpiesz, abym list mógł jeszcze otrzymać, bo inaczej już mnie tu nie zastanie i zamiast listu będzie… gówno! Gówno! Gówienko! Gówienko! Ach! Gówienko! Cóż to za słodkie słowo! Gówienko! Posmakuj! Niezłe? Spróbuj gówienka! Poliż gówienko! Charmant! Poliż raz jeszcze! Jakież to dobre! Jakież to miłe! Jakież to smaczne! Gówienko! Popróbuj! Poliż! Posmakuj! Pocmokaj! Ach! Gówienko!” (str. 228) We wcześniejszym liście do kuzynki, z 5 listopada 1777 r. pisał: „A teraz życzę ci dobrej nocy. Pierdź mała w łóżeczko aż pęknie kółeczko!” (str. 182) „Z kolei swoją siostrę w liście z Rzymu z 7 lipca 1770 pożegnał słowami: „Addio, trzym się krzepko i zrób z hukiem kupkę w łóżeczko.” (str. 122). Nie jestem w stanie przytoczyć wszytkich tego typu fragmentów-odsylam po prostu do lektury, ale zadzwiająca jest ta nieprzemijająca u niektórych fascynacja ekskrementami.
Mozart był w pełni świadomy swojego geniuszu, ale jednocześnie miał ogromny dystans do siebie samego, ale przede wszystkim do wszystkich możnowładców, arystokratów, książąt, wśród których przebywał, w tym szczególnie do znienawidzonego biskupa Colloredo. „Ja też coś będę musiał odbębnić – możliwe, że przelecę jakieś kawałki a prima vista, bo przecież jestem urodzonym brzdąkaczem, który jak wiadomo poza brzdąkaniem na fortepianie niczego nie potrafi” – pisał Mozart do ojca w liście z 22 lutego 1778 r. (str. 224) W liście do ojca z 16-17 października 1777 r. drwił sobie z arystokracji: „O fortepianach i organach Steina, a także o akademii w Towarzystwie napiszę innym razem. Przyszło na nią wielu arystokratów – księżna Zadniafrędzla, hrabina Dobrasiusia, a także księżniczka Wąchagówna oraz jej dwie córki, które – obie – wyszły za książąt Gruśbebech von Knurogon.” (str. 168-169) Wierzył, że „Szlachectwo to sprawa serca. Nie jestem hrabią, ale mam więcej honoru niż niejeden hrabia Lokaj czy hrabia, jeśli mnie znieważy, jest kanalią.” – list do ojca z 20 czerwca 1781 r. (str. 363) Innym razem twierdził:„(…) taki jestem dla ludzi, jacy oni są dla mnie. Gdy widzę, że ktoś mną pogardza i mnie nie szanuje, robię się pyszny jak paw.” – list do ojca w Salzburgu z 2 czerwca 1781 r.(str. 355).
Mozart był estetą, kochał piękne stroje, elegancki, salonowy wygląd. Chcąc utrzymać swa pozycję, przebywając wśród arystokratycznych, często koronowanych głów nie mógł sobie pozwolić na bylejakość: „Tak bardzo bym chciał mieć wszystko, co dobre, czyste i piękne! Dlaczego tak jest, że ci, których na to nie stać, chcieliby wydać wszystko na rzeczy piękne, a ci, którzy mogliby sobie na nie pozwolić, tego nie czynią?” – list do Marthy Elisabeth Waldstätten w Wiedniu z 28 września 1782 r. (str. 428) Niestety nieustanne zabiegi o stałe, godne mistrza źródło dochodu, problemy finansowe zdominowały życie Mozarta. „Poza zdrowiem rzeczą najbardziej człowiekowi niezbędną są pieniądze.” – pisał do ojca 26 maja 1781 r. (str. 352) Przy tym był dumny, za nic w świecie nie chciał zdradzić się przed baronami i książętami, że ma problemy z pieniędzmi: „Nigdy nie trzeba dać poznać, na czym się stoi.” – list do ojca z 16 czerwca 1781 r. (str. 361)
We wszystkich listach kompozytora brzmi potrzeba akceptacji i przyjaźni, stałego udowadniania swojej wartości. Myślę, że to wynika z dwóch przyczyn, pierwszą był wszechwładny i wszechwiedzący ojciec Amadeusza, Leopold, przed którym musiał się przez całe życie tłumaczyć i usprawiedliwiać. Ze strony ojca spotykała go wyłącznie krytyka, choć nie można odmówić mu tego, że to on wykształcił i rozsławił syna. Usprawiedliwiając przed ojcem swój wyjazd z Salzburga pisał: „Ktoś o średnim talencie zawsze pozostanie średni, niezależnie od tego, czy podróżuje czy nie, ale ktoś, kto ma talent superieur (a nie chcąc obrazić Boga, nie mogę zaprzeczyć, że jest on mym udziałem), również pozostanie przeciętny, jeśli wciąż będzie tkwił w tym samym miejscu.” – list do ojca z 11 września 1778 r. (str. 275)
Drugą przyczyną były problemy ze zdobyciem wymarzonego zajęcia, o które Mozart zabiegał przez całe życie, pukając do drzwi wszystkich możliwych możnowładców i mecenasów sztuki. No bo jak to, taki muzyk, geniusz, kompozytor, pianista, przyjmowany na wszystkich dworach Europy, a z drugiej strony pozostawał mu tylko rodzinny Salzburg ze znienawidzonym arcybiskupem Colloredo? Zastanawiające jest to, że niemal we wszystkich listach Mozart podawał przykłady rzekomej przyjaźni. Wydawać by się mogło, że jest otoczony niemal wyłącznie przyjaciółmi, ale jeśli tak było, to dlaczego musiał pod koniec życia błagać bankierów i lichwiarzy o pieniądze na przeżycie? Dlaczego człowiek tak uznawany nie mógł znaleźć swojej przystani? Czyżby ci wszyscy otaczający go ludzie rzeczywiście byli przyjaciółmi? A może Mozart był po prostu naiwny, widząc w otaczających go interesownych ludziach niemal wyłącznie przyjaciół? A może tylko karmił się nadzieją?: „Taki już jestem, że nigdy nie tracę nadziei.” – list do ojca z 24 marca 1778 r. (str. 234) O przyjaźni pisał: „A przyjaciółmi nazywam tylko tych, którzy codziennie, we dnie i w nocy myślą, co dobrego mogliby uczynić dla przyjaciela.” – list do ojca z 18 grudnia 1778 r. (str. 295) „Wiesz, że najprawdziwszymi przyjaciółmi są ludzie biedni… Bogaci nic nie rozumieją z przyjaźni, zwłaszcza ci, co do bogactwa doszli przypadkiem. Ci bowiem, korzystając z fortuny, o przyjaźni często zapominają! Lecz jeśli człowiek znajdzie się w korzystnej sytuacji nie w wyniku ślepego losu, a dzięki sprawiedliwej szansie i własnym zaletom, jeśli w trudnych momentach nie straci nadziei, nie sprzeniewierzy się religii, zachowa ufność w Bogu, jeśli pozostanie dobrym chrześcijaninem i uczciwym człowiekiem, potrafi docenić prawdziwych przyjaciół, jednym słowem – jeśli naprawdę zasłuży sobie na lepszy los, to takiego człowieka nie trzeba się obawiać!” – list do księdza Josepha Bullingera z 7 sierpnia 1778 r. (str. 271) Kiedy indziej pisał: „Bo nasze bogactwo jest w nas, w naszej głowie i umiera wraz z nami.” – list do ojca z 7 lutego 1778 r. (str. 218).
Kochał swoją żonę, do której pisywał również na tyle frywolne teksty, że Konstancja Mozart zamazywała niektóre fragmenty listów, żeby osoby postronne nie poznały tajemnic ich alkowy: „Przygotuj, jak trzeba, swe piękne gniazdeczko, bo mój mały urwis na to zasłużył. Prowadził się grzecznie i teraz niczego tak nie pragnie, jak tylko dorwać się do twej ślicznej (…).Teraz rozpalił się gałgan jeszcze bardziej i w ogóle nie daje się opanować.” – list do żony z 23 maja 1789 r. (str. 519) Pod koniec życia nieustannie walczył o środki na jej leczenie, pracował, zastawiał w lombardzie osobiste rzeczy, opłacał jej pobyt w Baden.
Jednak ponad wszystko Mozart był artystą, kompozytorem, muzykę kochał ponad wszystko, jej poświęcił życie. „Wie papa doskonale, że muzyka pochłania mnie bez reszty, że wypełnia cały mój czas. Lubię o niej rozmyślać, lubię ją studiować i się nad nią zastanawiać.” – w liście do ojca z 31 lipca 1778 r. (str. 269) „Nie umiem pisać wierszem – nie jestem poetą. Nie umiem tez składać zdań tak kunsztownie, żeby powstała gra świateł i cieni – nie jestem malarzem. Nie umiem tez wyrazić swych uczuć gestem i pantomimą – nie jestem tancerzem. Ale potrafię dźwiękami, bo jestem muzykiem.” – postscriptum do ojca w liście z 8 listopada 1777 r. (str. 184) W śpiewie stawiał na to, co naturalne, prawdziwe: „Głos ludzki ma naturalna wibrację i to jest piękne, bo naturalne. Tę naturalna właściwość ludzkiego głosu naśladują różne instrumenty – dęte, smyczkowe, nawet fortepian, ale jeśli przekroczy się pewna granicę, przestaje być piękne, ponieważ jest sprzeczne z naturą.” – list do ojca z 12 czerwca 1778 r. (str. 245) „Namiętności, nawet gwałtowne, nigdy nie powinny przekraczać granic dobrego smaku, a muzyka w sytuacji nawet najbardziej koszmarnej, nie powinna być przykra dla uszu, przeciwnie – powinna im sprawiać przyjemność, bo muzyka zawsze powinna być muzyką.” – list do ojca z 26 września 1781 r. (str. 381).

Bardzo polecam lekturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz